Czy za mniej niż 10 tys. zł można kupić sprawne auto, rokujące przynajmniej na kilka lat eksploatacji bez znaczących nakładów na mechanika? Na pewno zadanie takie nie jest łatwe, ale wykonalne. Warunek to postawienie na właściwy model i odpowiednią wersję silnikową.
Przyjrzeliśmy się ofercie 15-letnich samochodów. Jak wyglądał rynek w tamtym czasie? Przede wszystkim znacznie mniej było SUV-ów, crossoverów i podobnych konstrukcji. Producenci stawiali na segment B, kompakty (i pokrewne do nich vany) oraz klasę średnią. I właśnie w tym gronie szukamy propozycji dających największą szansę na bezproblemową jazdę. Dlaczego? Bo auta klasy wyższej, terenówki i duże vany są na tyle skomplikowane i drogie, że coraz trudniej liczyć na tanie naprawy, wręcz przeciwnie – koszt utrzymania zwiększa się proporcjonalnie do wieku i spadającej ceny zakupu.
Wśród polecanych przez nas wersji silnikowych nie znajdziecie żadnego diesla. Dlaczego? Sporo jest ciekawych i trwałych konstrukcji z tamtych lat, jednak w 2003 roku praktycznie nie było już prostych jednostek. To czas, kiedy triumfy święciły nowatorskie konstrukcje z zasilaniem common rail. Jednak silniki te należy zaliczyć do grupy podwyższonego ryzyka. Chcielibyście po zapłaceniu 7-12 tys. zł na auto wydać zaraz podobną kwotę na usprawnienie układu zasilania? Zapewne nie, a z takim ryzykiem trzeba się liczyć!
Zwłaszcza że trwałość jednostek z tamtych lat jest co najmniej dyskusyjna. Przykłady? Diesel 2.0 D-4D lub jednostka 1.5 dCi. W starszych autach użytkownicy Renault często musieli naprawić układ wtryskowy lub wymienić całe jednostki (po obróceniu panewek). W porównaniu ze starszymi dieslami 1.5 te z ostatnich lat są wzorem niezawodności. Z kolei użytkownicy Toyot walczyli z niską trwałością osprzętu: kół dwumasowych, turbin, a także wtryskiwaczy.
Nowoczesnych (czytaj: drogich) elementów jest w dieslu bez liku. Poza common railem rozpowszechnione były pompowtryskiwacze (koncern VW) i wtrysk bezpośredni z pompą sterowaną elektronicznie (Ople, Fordy). Tu również trzeba się liczyć z ryzykiem drogich napraw, chociażby ze względu na wysokie przebiegi (zazwyczaj znacząco przewyższające wskazanie licznika).
Z kolei benzyniaki sprzed 15 lat to w zdecydowanej większości proste konstrukcje. Nie stosowano wtrysku bezpośredniego (poza nielicznymi wersjami), turbo najłatwiej było spotkać w usportowionych modelach (wyjątkiem jest popularna rodzina 1.8 T z Grupy Volkswagena). A to oznacza nieco wyższe spalanie, ale i brak delikatnych i kosztownych w wymianie układów. Oczywiście, podział „dobre benzyniaki/złe diesle” jest nieco umowny, zapewne znajdziecie na rynku wyeksploatowane benzyniaki i diesle w stanie rokującym na bezproblemową eksploatację – możecie wtedy zaryzykować zakup np. Xsary HDi, ale statystycznie wobec ceny auta 8 tys. zł będzie to bardziej ryzykowne niż zakup benzyniaka. Poza tym ryzyko wydatków wiąże się nie tylko z dieslami – to także dawne naprawy powypadkowe, korozja i ogólne zaniedbania serwisowe.
Pokazane tu auta to oczywiście tylko część propozycji. W segmencie B można zainteresować się też zadbanym Peugeotem 206 czy Oplem Corsą C. Mało jest aut kompaktowych, bo wiele modeli przechodziło wtedy zmianę generacji (Astra III czy Focus II zadebiutowały w 2004 r.), a starsze nie mają szczególnej renomy. Nie polecamy też… Corolli. Silniki z tamtych lat mają duże skłonności do nadmiernego spalania oleju.
Naszym zdaniem
Piętnaście lat to w motoryzacji sporo czasu, często na rynku przewinęło się już parę kolejnych generacji opisywanych modeli. Jednak kto nie goni za nowinkami i ma ograniczony budżet, ten może śmiało rozglądać się za leciwymi autami. Musicie mieć na uwadze, że choć to proste pojazdy trzeba mieć przygotowany budżet na naprawy.