- Mustangiem przyjemnie jeździ się spokojnie, choć niestety, nawet wtedy jest to przyjemność okupiona bardzo wysokim spalaniem
- Choć Mustang jest znacznie zwinniejszy od poprzedników, to jednak pozostaje autem o nieco leniwym usposobieniu
- Daje ogrom frajdy z jazdy, w typowo amerykańskim rozumieniu
Nowe normy emisji spalin zbierają żniwo, tymczasem nowy Mustang nie dość, że zachował wolnossące 5-litrowe V8, to na dodatek zyskał 29 koni. Podczas gdy inne samochody wzmacniają brzmienie silnika przez głośniki, legendarny rumak Forda ma aż 4 tryby pracy układu wydechowego – wszystkie miłe. Nawet w tym najcichszym melodyjny bulgot pomaga kierowcy się odprężyć, poukładać myśli w głowie i zapomnieć o istnieniu radia.
Ogromny zapas mocy jest tu tak naprawdę bardziej dla spokoju ego niż dla ciągłego zapędzania silnika pod czerwone pole obrotomierza, które zaczyna się przy 7,4 tys. obr./min. Mustangiem przyjemnie jeździ się spokojnie, choć niestety, nawet wtedy jest to przyjemność okupiona bardzo wysokim spalaniem. W mieście waha się od 12 do 19 l na setkę, poza nim trudno zejść poniżej 9 l. Teoretycznie zużycie paliwa powinien ograniczać nowy, 10-stopniowy „automat” (9000 zł dopłaty), ale według danych Forda oszczędniejszy jest... 6-biegowy „manual”.
Decydując się na sportowca o mocy 450 koni, trudno oczekiwać niskiego spalania, natomiast bardziej harmonijnie pracującej przekładni – jak najbardziej. „Automat” rusza z bardzo krótkiej „jedynki” po to, by niemal od razu wrzucić „trójkę” i w miarę rozpędzania pomijać kolejne biegi. Zmiany przełożeń trwają zbyt długo, towarzyszą im szarpnięcia (też podczas redukcji), generalnie trudno jest wyczuć intencje oprogramowania sterującego.
Przekładnia jest jedynym elementem, który się nie udał w ramach tego liftingu. Wirtualne zegary (seryjne) może z założenia nie pasują do Mustanga, ale Ford naprawdę się postarał o ładną grafikę, duży zakres funkcji i wiele trybów wskazań. Można na nich m.in. wyświetlić aplikację do pomiaru osiągów. Oko się cieszy i szybko przestaje tęsknić za starymi zegarami w stylu retro.
System inforozrywki też jest na czasie – w Mustangu nareszcie zagościł intuicyjny w obsłudze SYNC3. Wśród asystentów kierowcy brakuje tylko czujnika martwego pola. System unikania kolizji, adaptacyjny tempomat i asystent pasa ruchu są seryjne. Mustang w standardzie jest bardzo bogato wyposażony i z ceną zaczynającą się od 195 300 zł za auto z ręczną skrzynią (z 4-cylindrowym silnikiem jest jeszcze o 25 000 zł tańszy) stanowi bardzo dobrą ofertę.
Choć Mustang jest znacznie zwinniejszy od poprzedników, to jednak pozostaje autem o nieco leniwym usposobieniu, niekryjącym swojej dość wysokiej masy i niekoniecznie zachęcającym do szybkich zmian kierunku jazdy. Zawieszenie ma teraz sztywniejsze stabilizatory, dzięki czemu GT mniej sie przechyla w zakrętach, ale na dziurach tylna oś zachowuje się niespokojnie. Jednak niestabilny tył to przecież w Mustangu rzecz wręcz pożądana. Nie trzeba mocno dociskać gazu, żeby silnik przejmująco zabulgotał, a tylne „kopyta” przez chwilę wierzgały. Daje ogrom frajdy z jazdy, w typowo amerykańskim rozumieniu.
Ford Mustang GT - to nam się podoba
Świetna relacja osiągów i oryginalności do ceny, bardzo bogate wyposażenie seryjne, rzadki dziś już tak melodyjny gang silnika.
Ford Mustang GT - to nam się nie podoba
Świetna relacja osiągów i oryginalności do ceny, bardzo bogate wyposażenie seryjne, rzadki dziś już tak melodyjny gang silnika.
Ford Mustang GT - nasza opinia
Jeżdżąc Mustangiem, ledwo nadążałem z tankowaniem, ciągle miałem apetyt na hamburgery i praktycznie nie używałem radia. Zdarzało mi się jeszcze późnym wieczorem wyskoczyć na miasto, by posłuchać jego bulgotu na niskich obrotach. No ale ta skrzynia...