Pamiętacie jeszcze tamagotchi – kultową japońską zabawkę z lat 90.? Niewielki breloczek z ekranikiem i kilkoma przyciskami, w którym „żyło” wirtualne stworzenie domagające się nieustannie zainteresowania? Kluczyk do nowego BMW sprawia podobne wrażenie – chce być regularnie... dotykany. Ma boczne przyciski i ekran dotykowy, a zamontowany w nim akumulatorek też regularnie wymaga tego, żeby się nim zainteresować i go naładować – bez tego padnie niczym zaniedbane tamagotchi.
No dobrze – przyznajemy, nowoczesny kluczyk potrafi bez porównania więcej od starej elektronicznej zabawki. Korzystając z niego, można zdalnie sprawdzić, czy auto jest zamknięte, włączyć ogrzewanie postojowe, ustawić wietrzenie i przyjemną temperaturę wnętrza na czas odjazdu, a w „wypasionych” wersjach nawet zdalnie zaparkować samochód, np. w sytuacji, kiedy miejsce parkingowe jest zbyt wąskie, żeby wygodnie wysiąść z odstawionego auta. To już nie kluczyk – to pilot zdalnego sterowania!
Nawet miłośnicy nowoczesnych technologii zadają sobie jednak pytanie, czy to nie za dużo tego dobrego. Pierwszy problem – przeładowane funkcjami kluczyki stały się wielkie i po prostu niewygodne do noszenia. Wiele firm pracuje nad rozwiązaniami idącymi w przeciwnym kierunku. Po co w ogóle nosić jeszcze kluczyk, skoro zamiast niego do odblokowania auta przy dzisiaj dostępnych technologiach mogą spokojnie wystarczyć dane biometryczne upoważnionego użytkownika?
Nie muszą to być wcale odciski palców czy skanowanie siatkówki oka. Niedawno na targach technologicznych CES w Las Vegas Volkswagen zapowiedział, że w przyszłości będzie korzystał z technologii rozpoznawania twarzy. Chińska marka Byton ma już auto koncepcyjne z takim rozwiązaniem, w 2019 roku system ma zadebiutować w seryjnym modelu. Jaguar oraz Land Rover zgłosiły do opatentowania rozwiązanie, w którym poza twarzą są też analizowane ruchy osoby zbliżającej się do pojazdu – na podstawie obrazu rejestrowanego przez kamery powstaje obraz 3D, który następnie jest wykorzystywany do porównania ze wzorcem zapisanym w chmurze.
Kiedy prawowity użytkownik zbliży się do auta, drzwi lub klapa bagażnika powinny samoczynnie się otworzyć. To, czy takie rozwiązanie okaże się rzeczywiście niezawodne i wygodne w praktyce, zależy nie tylko od algorytmów rozpoznawania twarzy i ruchów, lecz także od tego, czy konstruktorom uda się zabezpieczyć system przed atakiem hakerów.
Ochrona danych osobowych to w przypadku takich rozwiązań nie lada problem – samochód musi przecież skanować wszystkich zbliżających się do niego przechodniów! Kierowcy będą musieli też zastanowić się, czy chcą powierzyć swoje dane biometryczne autu, a przy okazji jego producentowi. Doświadczenia z telefonami komórkowymi wskazują, że większość użytkowników nie ma z tym problemu.
A skoro już jesteśmy przy telefonach komórkowych – na rynku pojawiły się właśnie rozwiązania pozwalające zastąpić kluczyk smartfonem z odpowiednią aplikacją. Na razie takie systemy stosowane są np. we flotach aut miejskich na wynajem. Smartfon zamiast kluczyka to jednak pomysł obarczony też pewną wadą: na razie (jeszcze) z samochodów korzystamy znacznie dłużej niż z telefonów. Po kilku latach może się pojawić problem kompatybilności auta z nowymi modelami urządzeń mobilnych, a kto chciałby nosić ze sobą „przedpotopową” komórkę?
Naszym zdaniem
Triumf technologii nad rozsądkiem Nie wszystko, co technicznie wykonalne, rzeczywiście ma sens. Korzystając z coraz grubszych, ciężkich kluczyków w nowych autach, czasem tęsknię za tymi prostymi, starymi i lekkimi. Wielu użytkowników nowych aut nie ma nawet pojęcia, ile sprytnej elektroniki mieści się w ich kluczykach, a już na pewno nie wiedzą o tym, ile zawierają informacji o aucie i jak są one wykorzystywane.